Administrator
Dołączył: 19 Cze 2012
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
|
|
Jako raczkujący jeszcze bobas, niezauważona przez nikogo, spełzłam z wózeczka w stronę konia uwiązanego do żerdzi w pobliskiej stajni. Przytuliłam się rączkami i nóżkami do jego tylnej nogi dumna i szczęśliwa z nowego przyjaciela. Koń łypnął tylko na mnie okiem i nie drgnął, poczekał aż spanikowana mamuśka zabierze tą zaślinioną pchłę z jego kończyny
Nieco później miałam sposobność dorastać w środowisku końsko-psiowo-kotowym (parę innych stworzeń też się znajdzie). Domowych przybłęd miałam co niemiara. W stajni z chorymi zwierzakami też się nie raz zostawało. Wędrówka po Polsce, po różnych stadninach dały jednak największe doświadczenie, trzeba było bowiem na nowo pozyskać zaufanie zwierząt, na nowo przedstawić siebie jako "zwierze", które trzeba absolutnie szanować i słuchać, nauczyć zachowań pożądanych, a nawet odbierać poród Każde nowe miejsce dało mi możliwość zetknięcia się z nowymi, trudnymi charakterami, których pomyślne (bądź nie - porażki przecież też się zdarzają!) rozwiązania przenosiłam na kolejne przypadki na drugim krańcu Polski. I tak przez wiele lat. Przez cały ten czas, mimo niezliczonych kontuzji, pogryzień, pęknięć kości, wstrząsów, przygnieceń, itp, mimo czasem skrajnie negatywnych emocji, furii i wściekłości, nie zapominałam, że aby dogadać się ze zwierzęciem należy gadać tak, jak ono. Jeśli coś nie wychodzi, jeśli przegrywam, to dlatego, że nie znalazłam wspólnego języka. Owszem, bywają uparte, wredne i wstrętne, niektóre nawet w pełni świadomie chcą zabić (to także dane mi było poznać, niestety...albo stety), ale cierpliwością, stanowczością, świadomością można znaleźć tą poplątaną nić porozumienia.
Tak zaczęła się i przebiega moja historia ze zwierzętami. Czyli dość wcześnie i intensywnie
Z racji poważnych obrażeń ciała, których nabyłam głównie ćwicząc kaskaderkę konną, od 4ech lat z końmi już nie pracuję. Ale zostały psy
Dziś nie jestem w stanie naliczyć ile psów udało mi się ułożyć, ile pomogłam wyadoptować, ile potencjalnych domów stałych skreśliłam (bo takie też są!), a ile zwerbowałam. Nie wiem czy było ich dużo, czy mało. Robiłam swoje, na 100%! |
|
|
|